Sami sobie winni? O granicach wolności i hejcie w internecie
Zwykle to, co w człowieku złe, wychodzi na jaw dopiero w sytuacjach skrajnego zagrożenia, wycieńczenia, naruszenia bezpieczeństwa osobistego, zdrowia czy życia najbliższych. Po człowieku, jako istocie rozumnej, odczuwającej dziesiątki emocji, oczekuje się analizy sytuacji, refleksji, a dopiero potem działania – nawet w sytuacjach kryzysowych. Oczekuje się od nas jako homo sapiens, że w zachowaniu będziemy stosować podstawowe zasady współżycia społecznego, tj. „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Jeżeli jednak chodzi o świat online – mocno siebie przeceniamy.
https://sm-manager.pl/artykul/sami-sobie-winni-o-granicach-wolnosci-i-hejcie-w-internecie
Instynkt oraz dotychczasowe doświadczenia życiowe powinny nam podpowiadać, co jest dobre, a co złe, czy sytuacja jest tak „zaawansowana”, że trzeba rozpocząć walkę, użyć agresji, bronić się, czy zachować spokój.
DZIWNY JEST TEN ŚWIAT…
Jeżeli agresja najczęściej objawia się w sytuacji zagrożenia, to czy należy rozumieć, że obecny świat jest tak niebezpieczny, że tłumaczy poziom agresji, nienawiści i złości, który w nas wyzwala? Wszystko wskazuje na to, że XXI wiek odebrał nam i przedefiniował bezpieczeństwo w takim stopniu, że stajemy się wrogiem nawet dla tych, których nie znamy osobiście. XXI wiek i internet uczyniły z nas wszechwiedzących ekspertów.
Wypowiadamy się w sieci praktycznie o wszystkim, jesteśmy sędziami, którzy mogą wydawać bezwzględne wyroki w tematach, których nie mamy szansy zgłębić, nauczycielami, którzy pouczają, wymagają od zupełnie obcych ludzi konkretnych zachowań i prawią morały.
Wystarczy wejść na profil osoby publicznej w mediach społecznościwych, np. dziennikarza, czy wybrać komentarze pod artykułami dotyczącymi polityki – nie toczy się tam dyskusja na argumenty, ba, taka jest wręcz niemile widziana. Obserwujemy potyczki na obelgi, sądy, kto z kim powinien przebywać, jakie decyzje podejmować, wycieczki słowne odnośnie do opcji politycznych, generalizowanie dotyczące „jakości” człowieka, jakim są wyznawcy tej, czy innej doktryny, wreszcie, czy celebryta ma prawo kupić sobie tak drogie buty, czy jawnie wskazywać na markę, z którą współpracuje.
Weźmy przykładowo pod lupę Deborę Brodę, matkę 11 dzieci doświadczającą przykrych komentarzy od obcych osób, które wiedzą lepiej, jak kobieta powinna budować swoje życie rodzinne. Przed narodzinami ostatniego dziecka hejterzy życzyli jej i jej rodzinie śmierci, zamknięcia w lochu, porównywano ich do zwierząt. Dumna z tego, jak żyje, nieszukająca u innych zrozumienia dla swoich integralnych decyzji, wśród swoich fanów ogłosiła akcję #stophejt.
MOWA SREBREM, MILCZENIE ZŁOTEM
Zmieniły się oczekiwania, które kiedyś nakazywały powściągliwość w wyrażaniu opinii, ceniły konstruktywne wypowiedzi i dyplomatyczną argumentację. Trudno w to uwierzyć, ale często mamy społeczne przyzwolenie na obrzucanie innych przysłowiowym błotem. Prawdą jest też, że jesteśmy do tego raz po raz prowokowani: wydawcy decydują się na sensacyjne tytuły, zdjęcia, aby zachęcić internautów do aktywności i zaangażowania. A że przeciętny czytelnik chce chleba i igrzysk, podejmuje grę i żywi się złudną wolnością, będąc tak naprawdę ofiarą systemu uwięzioną w mechanizmie mowy nienawiści.
Wiele osób publikujących w mediach społecznościwych w imieniu swoim lub firm, które reprezentuje swoimi działaniami, sugeruje, że wolność to możliwość robienia, mówienia tego, co się chce i że stoi ona ponad zasadami moralnymi. A wolność nasza kończy się przecież tam, gdzie zaczyna się wolność innego człowieka. Nikt nie zabrania nam wolnego myślenia, nikt nie każe nam się zgadzać z osobami o odmiennych poglądach, ale obecny świat mieszających się kultur, obnażony z szat w efekcie pojawienia się internetu, wymaga od nas otwartości na to, że po prostu można myśleć inaczej. Przez niedopuszczanie do siebie myśli, że ktoś może mieć inne zdanie, stajemy się więźniem w swoim umyśle. Aby poczuć się dobrze i „wygrać”, walczymy za wszelką cenę o akceptację i aprobatę przez innych naszej jedynej słusznej opinii, zapominając, że poruszamy się w sferze własnych, indywidualnych przekonań. Złość rośnie, więc używamy coraz cięższego kalibru w wypowiedziach.
KTO KAMIEŃ PIERWSZY RZUCI?
Podobno ryba psuje się od głowy, więc niełatwo mówić o wprowadzaniu zmian we własnej postawie, gdy na światło dzienne wypływają rewelacje o praktykach rzekomego opłacania hejterów przez przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości. Opłaceni trolle i hejterzy mieli prowadzić działania oczerniające niepokornych wobec władzy sędziów, publikując wrażliwe dane osobowe i fałszywe informacje. Emocje sięgają zenitu, cały czas na jaw wychodzą nowe fakty, a hejterzy wszystkich stron mają używanie. Obrywa się nawet kancelariom prawnym, które przyjmują sprawy osób zaangażowanych w temat. Jednym słowem: dzieje się. Więcej przykładów na www.sm-manager.pl